Chiny kwestionują suwerenność państw poradzieckich?

Bartosz Kowalski

26.04.2023

W piątek 21 kwietnia ambasador ChRL we Francji Lu Shaye udzielił wywiadu francuskiej telewizji informacyjnej LCI. W rozmowie z dziennikarzem chiński ambasador zakwestionował suwerenność państw wchodzących dawniej w skład Związku Radzieckiego, wywołując konsternację w wielu stolicach europejskich.

Na początku wywiadu ambasador Lu odniósł się do pytania na temat analogii pomiędzy sytuacją Ukrainy i Tajwanu. Odżegnawszy się od zasadności takich porównań, Lu stwierdził jednak, że to ,,naród chiński będzie decydował o jego [Tajwanu] losie”, czyniąc to „wszelkimi środkami”. W dalszej części wypowiedzi, chiński dyplomata wskazał, że w perspektywie historycznej Krym jest przynależny do Rosji, również dlatego, że to Nikita Chruszczow „przekazał” półwysep Ukrainie w czasach sowieckich. Co więcej, ambasador Lu uzasadnił swoje stanowisko, stwierdzając, że „kraje byłego Związku Radzieckiego nie mają efektywnego statusu w prawie międzynarodowym, ponieważ nie ma międzynarodowego porozumienia konkretyzującego ich status jako suwerennych państw”.

Międzynarodowa konsternacja po wypowiedzi chińskiego ambasadora

Do słów Lu Shaye odniósł się doradca prezydenta Zełeńskiego Mychajło Podolak, nazywając taką wersję historii Krymu „absurdalną”, tym bardziej, że Chiny same są niezwykle drobiazgowe w odniesieniu do własnej historii. Zdaniem Podolaka, jeśli Chiny chcą rzeczywiście być czołowym graczem na arenie międzynarodowej, nie powinny „papugować propagandy rosyjskich outsiderów”. Wypowiedź ambasadora znalazła się w ogniu krytyki wielu państw i parlamentarzystów europejskich. Szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis zaznaczył, że Chiny replikują w ten sposób narrację rosyjską i nie mogą być traktowane jako mediator w wojnie w Ukrainie, ponieważ politycznie sprzyjają Rosji. Ministrowie spraw zagranicznych państw bałtyckich zapowiedzieli wezwanie chińskich ambasadorów w celu złożenia wyjaśnień, podkreślając zgodnie, że Litwa Łotwa i Estonia nie są „państwami poradzieckimi”, ponieważ były okupowane przez ZSRR. (Zresztą ponad trzy dekady od rozpadu ZSRR, termin „poradziecki” w odniesieniu do zarówno większej przestrzeni obejmującej Europę Wschodnią, Zakaukazie i Azję Centralną, jak i pojedynczych państw w nią wchodzących, stał się wyraźnie anachroniczny i zaciemnia obraz rzeczywistych przemian na tym obszarze, co najpełniej pokazała rosyjska agresja na Ukrainę).

W całej sprawie wiele mówiący jest brak jakiejkolwiek oficjalnej reakcji ze strony Rosji. Pomimo, że status Krymu zdiagnozowany przez ambasadora Lu wpisuje się w roszczenia terytorialne Kremla, to analogiczne ujęcie Rosji jako najważniejszego państwa „poradzieckiego” otwiera furtkę do rozlicznych interpretacji zaszłości historycznych i rewizjonizmu terytorialnego między Pekinem i Moskwą.

Reakcja Chin w stylu „wilczej dyplomacji”

W poniedziałek 24 kwietnia do sprawy odniosła się rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning. Indagowana przez przedstawiciela rosyjskiej agencji prasowej TASS o komentarz do wypowiedzi ambasadora Lu odnośnie do Krymu, rzeczniczka powiedziała, że Chiny szanują integralność terytorialną wszystkich państw, w tym suwerenny status republik powstałych po rozpadzie ZSRR, i są przywiązane do postanowień Karty Narodów Zjednoczonych. Natomiast w kwestii „kryzysu ukraińskiego” – oświadczyła Lu – „niektóre media” manipulują stanowiskiem Chin, „siejąc niezgodę między Chinami i zainteresowanymi państwami, [dlatego] Chiny powinny zachować czujność”. W ten sposób skandal powstały w wyniku wypowiedzi Lu Shaye dyplomacja chińska próbuje sprowadzić do prowokacji ze strony zachodnich mediów. I to zapewne dlatego, rzecznika Mao nie odniosła się do pytania ze strony Francuskiej Agencji Prasowej (AFP) czy chińskie MSZ zgadza się z uwagami ambasadora, stwierdzając jedynie, że choć ZSRR był państwem federalnym i podmiotem prawa międzynarodowego, to republiki powstałe po jego rozpadzie mają status suwerennych państw.

Z kolei chińska ambasada we Francji, początkowo opublikowawszy transkrypcję całego wywiadu ambasadora (w języku francuskim i chińskim) na swoim oficjalnym koncie WeChat, wkrótce usunęła wpis. W zamian opublikowano oświadczenie na stronie internetowej placówki, wyjaśniające, że wypowiedź dyplomaty nie miała charakteru politycznego, a była jedynie wyrazem osobistych poglądów przedstawionych w programie telewizyjnym. Początkowo oświadczenie to zostało opublikowane jedynie w języku francuskim; chińska wersja została umieszczona pięć godzin później.

Do obrony Lu Shaye przyłączyły się również chińskie media partyjno-państwowe. Były redaktor dziennika „Global Times” Hu Xijin na łamach tejże gazety dowodził, że ambasador Lu ma pełne prawo do reprezentowania stanowiska Chin jedynie w kwestiach związanych bezpośrednio z relacjami chińsko-francuskimi –podważając tym samym kompetencje w sprawach polityki międzynarodowej szefa ambasady ChRL w Paryżu. Dziennikarz zbagatelizował również znaczenie wystąpienia chińskiego dyplomaty we francuskiej telewizji, wskazując, że został ono wyrwane z kontekstu. Co więcej, Hu powołał się na „prawo do swobody wypowiedzi ambasadora Lu, którego powinna bronić Francja, a nie przeinaczać [jego słowa] i dokonywać politycznych denuncjacji”. Odnotowawszy rzekome złamanie prawa do swobody wypowiedzi, były redaktor „Global Times” nie nawiązał jednak do faktu, że to strona chińska usunęła zapis wywiadu z ambasadorem Lu. W ten sposób argumentacja wysunięta przez media partyjno-państwowe, podobnie jak ta przedstawiona przez chińskie MSZ, sprowadza się do strategii obrony przez atak, wpisując się w tradycję „wilczej dyplomacji”.

Ministerstwo spraw zagranicznych Francji, skrytykowawszy wypowiedź Lu wzięło jednak za „dobrą monetę” tłumaczenie, że ambasador wygłosił uwagi tylko w osobistym imieniu, nalegając, aby w przyszłości używał on wystąpień publicznych do reprezentowania stanowiska własnego kraju.

Co naprawdę myślą Chiny?

Wypowiedzi Lu Shaye nie należy traktować w perspektywie rzekomo niedostatecznej wiedzy tego doświadczonego dyplomaty w sprawach międzynarodowych. Przeciwnie, jak wskazuje ukraiński analityk Yurii Poita, słowa Lu Shaye stanowią raczej odbicie tego, co chińscy eksperci sugerują od lat: Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów, tymczasowo przejętej przez Zachód za pomocą pomarańczowej rewolucji w 2014 roku. W tym kontekście można również interpretować liczne wypowiedzi  przedstawicieli chińskich władz, którzy traktują Ukrainę raczej jako przedmiot a nie podmiot wojny z Rosją. W pewnym stopniu teza o ograniczonej suwerenności Ukrainy znajduje odzwierciedlenie w 12-punktowej propozycji Pekinu w sprawie politycznego rozwiązania „kryzysu ukraińskiego” z lutego br., wszak dokument ten właściwie nie uwzględnia perspektywy Kijowa.

Co więcej, wypowiedź Lu Shaye można interpretować szerzej – na tle stanowiska ChRL wobec suwerenności Tajwanu. Pomimo że Tajwan nie jest członkiem ONZ, to praktyka dyplomatyczna pokazuje, że jest uznawany przez wiele państw i organizacji międzynarodowych. Dlatego ujęcie tej kwestii w rewizjonistycznej perspektywie działań Moskwy, która próbuje odzyskać „swoje” ziemie reinterpretując prawo międzynarodowe, rzuca światło na perspektywę Pekinu.

Natomiast w szerszym kontekście, niekontrolowany przypływ szczerości chińskiego dyplomaty stanowi wskazówkę odnośnie do faktycznych, a nie deklaratywnych, ram chińskiej wizji porządku międzynarodowego: świata postrzeganego przez pryzmat podziału na strefy wpływów i ograniczonej suwerenności mniejszych państw, których podmiotowość pozostaje w gestii koncertu mocarstw.