W listopadzie pojawiła się zapowiedź szczytu przywódców ChRL i Korei Południowej jeszcze w tym roku. Był to rezultat wizyty ministra spraw zagranicznych Wang Yi w Seulu. Choć w przeciągu tego roku to Seul wychodził z inicjatywą spotkania – przede wszystkim licząc na pomoc Chin we wznowieniu rozmów z KRLD oraz ostateczne rozwiązanie sporu w odniesieniu do instalacji system antybalistyczny THAAD. Jednak to wraz z amerykańskimi wyborami prezydenckimi inicjatywa została przejęta przez stronę chińską. Pekin motywowany był wyścigiem z przyszłym prezydentem Joe Bidenem. Jeśli wyborcze obietnice się sprawdzą, to Joe Biden będzie kładł nacisk w swojej polityce na tradycyjne sojusze oparte na wartościach demokratycznych, stając się trudniejszym „przeciwnikiem” dla Chin niż Donald Trump. W tym kontekście nie dziwi dążenie ChRL do szczytu w Seulu jeszcze przed inauguracją prezydenta Joe Bidena. Prezydentura Donalda Trumpa osłabiła sojusz amerykańsko-południowokoreański, co widoczne jest chociażby w postawie Seulu względem sporu gospodarczego między Waszyngtonem i Pekinem: zachowanie możliwie największej neutralności.
Warto przyjrzeć się zapowiadanej wizycie także z punktu widzenia Korei Południowej. Błękitny Dom już od początku tego roku grał (przede wszystkim w polityce wewnętrznej) kartą wizyty Xi Jinpinga. Zapowiadany szczyt w Seulu miał rozwiązać ciągnące się od 2016 roku problemy polityczne i gospodarcze związane z rozmieszczeniem w Korei Południowej amerykańskiego systemu antybalistycznego THAAD. Wtedy Pekin uderzył w jedną z najsilniejszych gałęzi koreańskiego przemysłu: kulturę popularną. Skutki „zakazu k-popu”, pomimo jego zniesienia obecne są do dzisiaj – koreańskie firmy straciły wiele kontraktów reklamowych, a zapotrzebowanie rynku na zagranicznych artystów szybko wypełnili muzycy z Japonii. Ogólnonarodowy bojkot Korei Południowej przyniósł także skutki w postaci pojawienia się antykoreańskich postaw w chińskim społeczeństwie. Koreańczycy nie pozostali na to obojętni, a miejscem narodowych sporów stał się Internet. Należy w tym miejscu odnotować rosnące znaczenie mediów społecznościowych w chińskiej dyplomacji – nazywanej potocznie „dyplomacją wilków-wojowników” – na którą składa się z jednej strony konfrontacyjna postawa, a z drugiej promocja chińskiej kultury. Obserwując konflikt między chińskimi i południowokoreańskimi internautami można zauważyć, że areną sporu jest kultura. Kontrowersje w ostatnich miesiącach dotyczyły dwóch koreańskich symboli narodowych: kimchi oraz hanbok, które zdaniem strony chińskiej miały wywodzić się z Państwa Środka. W chińskich mediach społecznościowych regularnie atakowane są także południowokoreańskie programy telewizyjne oraz artyści. Choć te konflikty nie przenoszą się na poziom rządowy, nie należy zapominać, że w Chinach istnieje silna kontrola mediów, co sugeruje, że rząd – jeśli nie angażuje się bezpośrednio – wyraża milczące przyzwolenie na atakowanie południowokoreańskiej kultury.
Nieformalne sankcje w postaci bojkotu południowokoreańskiej kultury ciągle wywierają na Seul presję. Dążenie do szczytu z udziałem przewodniczącego Xi Jinpinga wielokrotnie spotykało się w Korei Południowej z krytyką opinii publicznej, szczególnie obecnie w obliczu możliwości wzmocnienia sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Z tego powodu nieformalna presja w postaci sporów kulturowych i historycznych ma utrzymać potrzebę dwustronnego szczytu, który przez Błękitny Dom jest postrzegany jako jedyny sposób na ostateczne rozwiązanie sporów. Warto zastanowić się czy nagła propozycja szczytu połączona z kontrowersjami w mediach społecznościowych nie jest wyłącznie chińską grą – w południowokoreańskich mediach pojawiły się spekulacje, że Xi Jinping nie zamierzał rzeczywiście spotkać się w grudniu z prezydentem Moon Jae-inem, a pandemia COVID-19 jest jedynie wygodną wymówką. W tym kontekście to dyplomatyczne zagranie należy rozumieć jako testowanie Seulu przed oficjalną inauguracją Joe Bidena.
